/>

Günther Grundmann. Legendarny konserwator zabytków, gorliwy nazistowski urzędnik III Rzeszy

Günther Grundmann. Legendarny konserwator zabytków, gorliwy nazistowski urzędnik III Rzeszy

Kiedy na Uniwersytecie Breslau trwały nazistowskie czystki, piął się po szczeblach kariery. Nawet 10-lecie swojego urzędu zorganizował rok później, aby jego jubileusz pokrywał się z obchodami 10-lecia dojścia Hitlera do władzy. Skutecznie, jak nikt dotąd, zdobywał pieniądze na renowację zabytków, zatrudnianie kolejnych urzędników w swoim biurze i wyprawy studyjne po całej Europie. Przez swoją działalność krzewił nazistowską ideologię. Oto nieznane oblicze Günthera Grundmann, konserwatora zabytków prowincji Niederschlesien, którego postać elektryzowała przez dziesięciolecia poszukiwaczy skarbów, SB-ków oraz miłośników historii Dolnego Śląska. To on w ostatnich miesiącach wojny miał bowiem ukrywać najcenniejsze dzieła sztuki, a niektóre wywieźć wgłąb Rzeszy. Po wielu ślad zaginął… Między innymi o nim piszę w najnowszej książce “Zaginione złoto Hitlera. Bezpieka PRL na tropie skarbu Festung Breslau” (Wydawnictwo Znak).

W latach 90. dziennikarze pierwszych prywatnych mediów, które powstawały w Polsce po upadku PRL-u, pisali, że w ostatnich miesiącach wojny Grundmann miał stworzyć mnóstwo tajnych skrytek, w których ukrył najcenniejsze dzieła sztuki przywiezione na Dolny Śląsk m.in. z Generalnego Gubernatorstwa. Ich niby zaszyfrowaną listę miał odnaleźć i odczytać pracownik Muzeum Śląskiego (później Narodowego) we Wrocławiu. Kiedy okazało się, że ani nie była tajna, ani zaszyfrowana, pojawiły się publikacje niemal go gloryfikujące, których autorzy stwierdzali,  że był nieskazitelnym urzędnikiem, któremu zawdzięczamy, że bezcenne kolekcje muzealne przetrwały wojnę. W końcu za jego życiorys zabrali się naukowcy. I okazało się, że… był gorliwym urzędnikiem nazistowskiej III Rzeszy. Oto fragment mojej książki, i jeszcze trochę więcej.

Książkę “Zaginione złoto Hitlera” możesz kupić tutaj

 

Zaginione złoto Hitlera. Bezpieka PRL na tropie skarbów Festung Breslau. Tomasz Bonek

Książka o złocie Wrocławia – zaginionych skarbach Breslau

Grundmann urodził się na Dolnym Śląsku (niem. Niederschlesien), w Hirschbergu (pol. Jelenia Góra), a studiował historię sztuki najpierw w Monachium, a następnie w Breslau. Po studiach przeniósł się do Przesieki (Hain), a potem do Cieplic (Warmbrunn), gdzie uczył w szkołach, a także pisał książki o tym, co fascynowało go najbardziej – o sztuce śląskiej. W 1932 r. został w końcu doceniony – po śmierci poprzednika powierzono mu urząd Provinzialkonservator für Niederschlesien – prowincjonalnego konserwatora zabytków Dolnego Śląska.

Zaczął bywać na salonach, uczestniczyć w spotkaniach elit Breslau, być doceniany przez kolegów naukowców. Kilku z jego przyjaciół było wyjątkowymi kanaliami. W 1936 r. razem z profesorami Dagobertem Freyem, Eberhardem Hemplem oraz Georgiem Sappokiem wyjechał do Polski, rzekomo w calach naukowych. Frey i Sappok współpracowali w czasie II wojny światowej z Gestapo i Wehrmachtem podczas grabieży zbiorów polskich muzeów i prywatnych kolekcji dzieł sztuki. Po wojnie Grundmann stanowczo próbował się od tej sprawy odciąć, a zapytany w czasach, kiedy toczyły się procesy norymberskie i tzw. akcja denazywfikacji (niem. Entnazifizierung), o udział w ich towarzystwie w wyprawie rozpoznawczej do Polski, powiedział: „Ten wyjazd miał na celu historyczne kontakty artystyczne, osobiste poznanie polskich zabytków, za pomocą wyłącznie metod badawczych, bez żadnych podtekstów politycznych”[1]. Mimo, że na własne życzenie wstąpił do NSDAP, a nawet cierpliwie czekał kilka lat aż jego podanie zostanie pozytywnie rozpatrzone, po wojnie uzyskał w pospiesznym procesie tzw. Persilchein, czyli “świadectwo wybielenia”, dokument, który pozwolił mu na dalszą karierę urzędniczą po 11 maja 1951 roku, kiedy to Bundestag zezwolił na ponowne zatrudnienie urzędników III Rzeszy, pod warunkiem, że posiadają właśnie taki dokument.

Czy był fantastycznym człowiekiem, który działał tylko po to, aby ratować dzieła sztuki dla ich prawowitych właścicieli?

W archiwach niemieckich znalazłem o nim całkiem sporo, ale głównie o działalności zawodowej. Zbiory Instytutu Herdera w Marburgu są obszerne i zawierają m.in. korespondencję konserwatora z właścicielami zamków, pałaców i rezydencji na Dolnym Śląsku, podobnie zresztą jak dokumenty zdeponowane w tzw. gabinecie Dokumentów Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Sam „oskarżony” wydał kilka książek, w których wspomina to, co robił na Dolnym Śląsku – te opowieści z założenia są jednak nieobiektywne – Grundmann się w nich ewidentnie wybielał, a nawet gloryfikował swoją pracę i dokonania, pomijając fakty niewygodne w nowej, powojennej rzeczywistości. Zacząłem więc szukać najbliżej, jak tylko się dało, czyli w Archiwum Państwowym we Wrocławiu. To był strzał w dziesiątkę. 31 lipca 1934 r. Grundmann wysłał pismo do swojego pracodawcy, nadprezydenta prowincji dolnośląskiej, starosty doktora Walthera von Boeckmanna[2].

Szanowny Panie Gubernatorze, chciałbym złożyć następujące oświadczenie:

Na posiedzeniu Niemieckiego Towarzystwa Nauk o Sztuce, 5 stycznia 1934 r., pan profesor Frey podkreślał, że istnieje potrzeba przeprowadzenia badań naukowych nad wpływem sztuki niemieckiej na Wschód, przede wszystkim na Polskę, i rozwinął krótko plan pracy.

Ta sugestia została podjęta przez doktora Koetschsau, prezesa towarzystwa, i przekazana grupie roboczej ds. spraw międzynarodowych historii niemieckiej sztuki.

21 kwietnia 1934 roku odbyła się pogłębiona dyskusja w Niemieckim Stowarzyszeniu Badań nad Sztuką w Berlinie. Tutaj zostały wyznaczone zaufane osoby, odpowiedzialne za poszczególne obszary, które mają nadzorować naukowe opracowania w swoich regionach. Dla Wschodu jest to prof. Clasen (Koenigsberg), pan dyrektor Mannowsky (Gdańsk) przejął Bałtyk, profesorowie Hempel (Drezno) i Frey (Breslau) zajęli się Polską, przy czym z Breslau powinno zostać opracowane głównie średniowiecze i renesans, a z Drezna barok.

 

17 maja 1934 roku profesor Hempel i prof. Frey napisali memorandum do Klubu Niemieckiego dla naukowców, w którym bardziej szczegółowo wyjaśnili program i plan naszej grupy roboczej i zainicjowali podróż do Polski. Następnie zostały zatwierdzone koszty, a sama podróż odbędzie się na koniec sierpnia. W założeniu mają w niej uczestniczyć profesorowie uniwersyteccy dr Hempel (Drezno) i dr Frey (Breslau) oraz personel pomocniczy, który będzie służyć jako tłumacze i zapewni opracowanie graficzne.

 

Podróż powinna być zrealizowana w około cztery tygodnie i dotrzeć aż do Lwowa, Lublina, wzdłuż Bugu.

Cele podróży są następujące. Powinna ona zbadać oddziaływanie sztuki niemieckiej poprzez imigrację niemieckich artystów oraz import niemieckich dzieł sztuki.

Te badania wydają nam się najważniejsze, ponieważ strona polska raz po raz zwraca uwagę na związki sztuki śląskiej z polską, przy czym te relacje interpretowane są w tym sensie, jakoby sztuka śląska była pod wpływem sztuki polskiej, przez co powinna być traktowana jako narodowo-polska własność intelektualna.

 

Twierdzenie to można obalić na podstawie naukowych dowodów, stwierdzając, że w przeważającej mierze niemiecki charakter sztuki w Polsce wynika z wpływów norymberskich w Krakowie. Powinny zatem zostać nawiązane stosunki naukowe pomiędzy niemieckimi i polskimi uczonymi. Mamy nadzieję, że podczas naszej podróży będziemy mogli, przynajmniej w naszym kręgu fachowców w Polsce, być propagandowo przydatni naszym narodowo-socjalistycznym Niemcom.

 

Pragnę Pana poinformować, że biorę udział w tym przedsięwzięciu naukowym, że poinformowałem o tym też Ministra Nauki, Sztuki i Edukacji podobnym pismem i przez to wyjaśnić moją około 4-tygodniową nieobecność.

 

Oświadczenie o intencjach naszej podróży zostało przekazane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ambasadzie w Warszawie i konsulatom niemieckim w Polsce, przez co możemy liczyć na ich wsparcie. Heil Hitler, G. Grundmann.

Mocne, co? Ale to był dopiero początek. Cztery lata później profesor doktor Frey, dyrektor Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu w Breslau przygotowywał kolejną wyprawę i tak oto pisał o niej do starosty Dolnego Śląska (kopię wysłał do biura Grundmanna):

W pracy kulturalno-politycznej i propagandowej przeciwko Polsce historia sztuki ma szczególne znaczenie. Przez stronę polską wielkie osiągnięcia artystyczne germanizmu w Polsce są często określane jako polskie i mają być wyrazem polskiej narodowości. Przykład Wita Stwosza jest najbardziej znany, ale nie jedyny. Tak ważne jest więc ciągłe, propagandowe odnoszenie się do germanizmu w przypadku Wita Stwosza. W przypadku takiej marki jak Wit Stwosz jest to pilne, ale nie wystarczy ograniczyć się do obrony w takich istotnych sprawach przypadków indywidualnych. Obrona może być znacznie bardziej skuteczna, jeśli będzie się podkreślać na polskiej ziemi, w całej jej szerokości i głębi, wpływy niemieckiej sztuki i kultury. Zostanie więc pokazane, że wpływy niemieckie przeniknęły daleko, na najbardziej wysunięte na wschód obszary Polski. (…) Aby sporządzić spis zabytków w Polsce, wziąłem już w roku 1934 udział – razem z konserwatorem prowincjonalnym doktorem Grundmannem i profesorem Hempelem z Drezna – w sześciotygodniowej podróży na wschodzie, prowadzonej do Wołynia, a następnie przez Polskę Kongresową (Lublin, Warszawa, Płock). Już wtedy przewidziano drugą podróż uzupełniającą. Ta powinna być przeprowadzona w nadchodzącym sierpniu i wrześniu. Jako towarzysz weźmie udział doktor Sappok, który zajmował się intensywnie polską historią i opanował polską mowę. Pieniądze na ten cel przeznaczyła Niemiecka Akademia Nauk. Podróż została zatwierdzona zarówno przez ministra Rzeszy, jak i pruskiego ministra nauki i edukacji. Sponsoruje ją także ambasador graf Moltke (…)

Krótko przed wybuchem wojny Ministerstwo Nauki III Rzeszy zalecało niemieckim pracownikom naukowo-badawczym utrzymywanie jedynie sporadycznych kontaktów z polskimi uczonymi oraz instytucjami naukowymi. Regulowały to drobiazgowe przepisy wewnętrzne, których liczba nieustannie rosła, zwłaszcza po 1937 r., gdy zaczęły się psuć stosunki polityczne między Polską i III Rzeszą. Wyjazdy niemieckich uczonych do Polski – na przykład profesora Freya, zwłaszcza w 1938 r., musiały więc raczej mieć inny charakter niż tylko czysto poznawczy

O jakim spisie zabytków pisał Frey? Chodziło mu o katalog, który posłużył do jednego z największych przestępstw, jakich dopuścili się Niemcy podczas II wojny światowej – wielkiej grabieży dzieł sztuki w podbitych krajach, w tym w Polsce, planowanej już nawet kilka lat przed inwazją. Niestety, w jej przygotowaniu uczestniczył także Grundmann.

Grabież polskich dzieł sztuki ruszyła jeszcze w 1939 r., chwilę po niemieckiej napaści. Oceną zbiorów polskich muzeów prowadziły m.in. oddziały specjalne (Einsatzgruppen) SS-Ahnenerbe oraz ekipy niemieckich historyków sztuki, ekspertów i kustoszy z SS-Kommando Paulsen pod kierownictwem profesora prehistorii Petera Paulsena. Penetrowały zamki, pałace, rezydencje, kościoły, biblioteki, muzea. Akcję koordynowali minister Rzeszy Arthur Seyss-Inquart oraz Otto Wächter, a Hitler wyznaczył specjalnego urzędnika – Pełnomocnika do Rejestracji i Zabezpieczenia Dzieł Sztuki i Zabytków Kultury (Der Sonderbeauftrage für die Erfassung und Sicherung der Kunst– und Kulturschätze)[5]. Posługiwali się przy tym również katalogiem Freya, który współtworzył Grundmann. Decydentem i mocodawcą sprawy był Hermann Göring.

Hans Frank, który zarządzał okupowanym terytorium Polski, wydał nawet 16 grudnia 1939 r. specjalne rozporządzenie „o zajęciu przedmiotów sztuki” i powołał dziewięcioosobowy sztab pod kierownictwem specjalnego pełnomocnika do „zabezpieczenia” dzieł sztuki i dóbr kultury w Generalnym Gubernatorstwie. Został nim mianowany przez Göringa Hauptsturmführer doktor Kajetan Mühlmann. W listopadzie 1942 Frank zaraportował o „zabezpieczeniu” 90% polskich zbiorów sztuki i kolekcji. Najcenniejsze eksponaty z Muzeum Narodowego w Warszawie, zbiory Zamku Królewskiego na Wawelu, Muzeum Czartoryskich, obrazy autorstwa Rafaela, Rembrandta i Leonarda da Vinci oraz ołtarz Wita Stwosza z Krakowa trafiły specjalnymi transportami do Rzeszy. Hitler otrzymał w prezencie polski zbiór 30 rysunków Albrechta Dürera z kolekcji Lubomirskich i Czartoryskich, zagrabionych ze Lwowa. Ostateczny raport autorstwa doktora Kajetana Mühlmanna zawierający 80 stron i fotografie zagrabionych polskich dzieł sztuki wraz z dokumentacją przedstawiono Göringowi w połowie 1943 r.

Stanisław Lorentz, polski historyk sztuki, muzeolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, w latach 1935–1982 dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, w swoich wspomnieniach napisał, że Frey odwiedził go zaraz po rozpoczęciu wojny i dokładnie wiedział, czego chce. Świadczy o tym lista około 500 obiektów – oprócz tych z wielkich zbiorów, które Niemcy od razu zajęli, znalazła się tam na przykład stara patena z kościoła w Stopnicy. „To musiało być wcześniej rozpoznane, bo jeśli ktoś wie, że w maleńkim kościele w Stopnicy jest coś cennego…” – stwierdził też profesor Wojciech Wiktor Kowalski z Katedry Prawa Cywilnego i Prawa Międzynarodowego Prywatnego Uniwersytetu Śląskiego, w której kieruje Pracownią Prawa Ochrony Własności Intelektualnej.

Te wszystkie dane natychmiast przygotowano do publikacji pt. „Zabezpieczone dzieła sztuki w Generalnym Gubernatorstwie”, która ukazała się już w 1940 r. To był katalog metodyczny – z wymiarami, po części z fotografiami, z pochodzeniem, oceną historyczną w sensie kwalifikacji, szkoły, autorstwa itd. W Breslau to wszystko miało być pokazane na wystawie, do której w końcu nie doszło. Specjalne przepisy, które weszły w życie już w grudniu 1939 r., też musiały być wcześniej przygotowane. Gdy wojska niemieckie zdobywały kolejne tereny, wprowadzano tam przepisy, które dotyczyły zajmowania złota, walut itd., musiały one obejmować również przedmioty o charakterze zabytkowym. Później w Generalnym Gubernatorstwie pojawiły się specjalne przepisy o przejęciu mienia „byłego państwa polskiego”, w Kraju Warty i na „ziemiach wcielonych”

Pierwszego września 1939 r., natychmiast po zajęciu Polski przez Niemców, Frey znów zaczął podróżować po Polsce. Działał z Gestapo i SS, w tym z jej członkiem – Kajetanem Mühlmannem, pełnomocnikiem Hitlera do spraw dzieł sztuki w zajętych krajach. „Oficjalnie utrzymywano, że akcja ta stanowiła część programu Sicherstellung polegającego na zabezpieczaniu dzieł sztuki, ponieważ Niemcy nadal jeszcze obawiali się, że mogą zostać napiętnowani jako barbarzyńcy, tak jak stało się w przypadku katedry w Rheims. Efekt tych działań w wielu przypadkach był dokładnie przeciwny: sporo dzieł sztuki nie tylko nie wróciło do Polski, ale do tej pory nie zostało odnalezionych”

Największym złodziejem Krakowa był właśnie doktor Mühlmann, SS Brigadenführer, podsekretarz stanu, szef Wydziału Ochrony Zabytków w Generalnym Gubernatorstwie, lat ok. 40–50, wybitnie wysoki i rozrośnięty. Pomagali mu naukowcy z Breslau: doktor Gustaw Barthel, dyrektor miejskiego muzeum, nasz doktor Dagobert Frey, profesor tutejszego uniwersytetu, oraz Erich Meyer, kustosz muzeum – wszyscy koledzy dolnośląskiego konserwatora[8].

Grundmann musiał więc dobrze zdawać sobie sprawę chociażby z propagandowego znaczenia swojego urzędu.

Badania naukowe nad jego działalnością w tym zakresie przeprowadził Grzegorz Grajewski, a na ich podstawie obronił doktorat:[9].

Prowadzone od zakończenia I wojny światowej badania miały początkowo dostarczyć argumentów przeciw odłączeniu od Niemiec terenów wschodnich. W czasach III Rzeszy ich głównym celem było uzasadnienie roszczeń terytorialnych i polityki agresji. W ten nurt badań wschodnich włączyła się ochrona zabytków. Konserwator zabytków prowincji dolnośląskiej Günther Grundmann należał do grona badaczy uprawiających tak ukierunkowane badania wschodnie, udowadniając, że przyłączenie do III Rzeszy należącego do Polski obszaru Górnego Śląska oraz terenów sąsiadujących od wschodu, było nieuniknioną konsekwencją wielowiekowego procesu ekspansji niemieckiej kultury.

Grajewski dowodzi, że opieka nad zabytkami stała się jednym ze środków propagandy politycznej, o silnym zabarwieniu nacjonalistycznym, a Grundmann mocno się do niej przyłożył. Trzeba przyznać, że często dziełom sztuki wychodziło to na dobre, bo tak masowych działań konserwatorskich żadne państwo do tego czasu nie przeprowadziło aż na taką skalę. Tyle że do restauracji wybierano przede wszystkim te obiekty, które służyły wzmacnianiu ideologii, a sam kierunek prac również miał podkreślić korzenie nazizmu. Nie obywało się też przy tym bez manipulacji.

Był 5 maja 1942 r. i od lat w urzędzie konserwatorskim w Breslau leżały dwa zestawienia, przygotowane jeszcze przed 1939 r.: lista śląskich zabytków, które powinny być zabezpieczone w pierwszej kolejności, oraz zestawienie ważnych budowli, dla których należało opracować projekty zabezpieczenia przeciwpożarowego[10]. Jeśli chodzi o zabytki architektury, zalecenia sprowadzały się do wzmożonej ochrony przeciwpożarowej, jedynie w nielicznych wypadkach przewidywano obłożenie workami z piaskiem szczególnie cennych elementów. W przypadku mienia ruchomego przy większości obiektów umieszczonych na liście Grundmann kazał napisać: „przenieść do piwnicy”.

Ale teraz szef wdrażał wnioski i spostrzeżenia przywiezione z wizyty studyjnej, w której brał udział między 12 a 22 października 1940 r., na zaproszenie Ministerstwa Kultury, Nauki i Edukacji Rzeszy. Oglądał wówczas, tuż po zwycięskiej kampanii francuskiej, we Francji i Belgii najważniejsze zabytki tych krajów, a w szczególności ich zabezpieczenia przed działaniami wojennymi, które zastosowali francuscy i belgijscy konserwatorzy – musiał ocenić ich skuteczność. Głowę miał więc pełną pomysłów.

Stwierdził, że najlepiej będzie zbiory muzeów, kościołów, bibliotek, urzędów wywieźć z Breslau i zdeponować w zamkach, pałacach, rezydencjach i kościołach, których na Dolnym Śląsku było ponad 1,5 tys. Niektóre z nich, zdaniem konserwatora, doskonale nadawały się na bezpieczne tymczasowe składnice dzieł sztuki: były suche, zabezpieczone przed pożarami, no i strzeżone przez właścicieli oraz ich służbę. Arystokracja miała więc w tym dziele odegrać znaczącą rolę.

Z jego pomysłami nie zgadzali się wcześniej wszyscy decydenci. Wielu dolnośląskich urzędników podchodziło do nich krytycznie, wskazując, że sieje defetyzm, bo przecież niemieckie miasta nie mogą paść ofiarą nalotów alianckich bombowców, a do Breslau w szczególności wróg z żadnej strony przecież nie dojdzie. Kiedy jednak wieści o pierwszych solidnych bombardowaniach Berlina rozeszły się po Rzeszy, przyszło pozwolenie z góry. Ale w pierwszej kolejności należało zabezpieczyć wszystko to, co na Dolny Śląsk miało trafić m.in. z Berlina. Początkowo muzealnicy ze stolicy Rzeszy wywozili zbiory do Turyngii i Saksonii, lecz kiedy w 1943 r. odnotowano pierwsze klęski na froncie wschodnim, władze zainteresowały się przede wszystkim Dolnym Śląskiem.

Urzędniczki konserwatora miały pełne ręce roboty.

„Roześlemy ankiety. Wiemy, co mamy w oficjalnych zbiorach, ale nie mamy w zasadzie pojęcia o tym, co jest zgromadzone w prywatnych kolekcjach” – mówił Grundmann.

Wkrótce 250 listów z pytaniami jego sztab rozesłał do 250 właścicieli, którzy zdaniem konserwatora mogli posiadać najcenniejsze kolekcje. Odpowiedziało 161[11]. Machina ruszyła!

Wymiana korespondencji trwała miesiącami. Grundmann nie poprzestał bowiem na przygotowaniu inwentarza prywatnych kolekcji, ale zaczął właścicielom, jego zdaniem najbardziej odpowiednich obiektów, proponować współpracę polegającą na przyjęciu pod swój dach zbiorów muzeów z Breslau. A to przecież jedna z hrabin wyjechała, inna musiała się zastanowić… Czas uciekał.

W końcu powstała lista składnic, do których mogły trafić najcenniejsze działa malarskie, zabytkowe meble, woluminy, rzeźby etc. Ale praktycznie każde z miejsc na liście miało jakieś słabości, prawie każde należało w jakiś sposób przystosować do nowego celu. Tymczasem w kraju brakowało praktycznie wszystkiego, a chociażby zwykłe kłódki czy drewniane skrzynie były na wagę złota. Kiedy 11 stycznia 1943 r. amerykańskie bombowce zaatakowały fabryki zbrojeniowe w Brunszwiku, Halbrstad, Magdeburgu i Oschersleben, Reichsminister für Bewafung und Munition (minister ds. uzbrojenia i amunicji) Albert Speer zorganizował specjalne jednostki, które miały wyszukać, a następnie zorganizować miejsca, m.in. na Dolnym Śląsku, do których zostanie przeniesiona produkcja zbrojeniowa, a to wymagało ogromnych starań logistycznych.

Na polecenie i ze środków konserwatora prowincji dolnośląskiej dokonano ewakuacji najcenniejszych elementów wyposażenia z kościoła klasztornego w Lubiążu i demontażu barokowego prospektu organowego z kościoła św. Mikołaja w Brzegu – były to największe działania tego typu na Dolnym i Górnym Śląsku. W Breslau zabezpieczono portal ołbiński z kościoła św. Marii Magdaleny i niektóre epitafia z kościoła św. Elżbiety. Wszystkie te prace nadzorował architekt, doktor inżynier Kurt Sommer, zatrudniony od stycznia 1943 r. do początku 1945 r. w biurze konserwatora zabytków jako specjalista do zadań specjalnych związanych z zabezpieczeniem zabytkowych obiektów przed zniszczeniem podczas działań wojennych, zwłaszcza w zakresie ochrony przeciwlotniczej. W samym Breslau akcja zabezpieczenia dzieł sztuki została przeprowadzona w mniejszym zakresie, niż planowano. Ze środków publicznych wykonano zabezpieczenia tylko kilku pojedynczych zabytków. Portal ołbiński został obłożony workami z piaskiem, które wzmocniono drewnianą szkieletową obudową. W kościele św. Elżbiety wykonano według projektów Kurta Sommera drewniane osłony nagrobka Heinricha Rybischa, epitafiów von Wolffa, Hansa Schültza i Christopha Rindfleischa. Prace prowadziła firma architektoniczno-budowlana z Breslau, Simon und Halfpaap[12].

Grundmann skoncentrował się przede wszystkim na ewakuacji zbiorów muzealnych z Breslau. Uratował również najcenniejsze elementy wyposażenia i skarbca katedry, o co we własnym zakresie zabiegała kapituła, która pokryła koszty prac.

Wywieziono poza miasto, do odległej Wierzbnej w powiecie świdnickim, nagrobek Henryka II Pobożnego z kościoła św. Wincentego oraz nagrobek Henryka IV Probusa z kościoła Świętego Krzyża. Jednak większość zabytków pozostała na miejscu i w dużym stopniu podzieliła los zniszczonego podczas długiego, trwającego kilka miesięcy, oblężenia miasta

Dwudziestego ósmego lutego 1943 r. pracownicy biura Grundmanna, jak miliony Niemców, wysłuchali przemówienia Goebbelsa w radiu, w którym mówił o „pechu ostatnich tygodni” oraz o „niejasnym obrazie sytuacji”. Publiczność reagowała fanatycznie, czym wzmocniła efekt przemówienia.

Goebbels stwierdził, że jeżeli Wehrmacht nie będzie w stanie przełamać zagrożenia z frontu wschodniego, może dojść do upadku Rzeszy na rzecz bolszewizmu, a wkrótce potem upadnie cała Europa. Podkreślał, że Wehrmacht, naród niemiecki oraz państwa osi same mają siłę do ocalenia Europy przed tym zagrożeniem, ale zagrożenie jest blisko Niemcy powinny zadziałać szybko i stanowczo, bo inaczej może być za późno. W końcu podsumował, że „dwa tysiące lat historii Zachodu jest w niebezpieczeństwie” i winą za niemieckie niepowodzenia obarczył Żydów.

„Nie możemy przezwyciężyć bolszewickiego zagrożenia, o ile nie użyjemy równorzędnych, ale jednak nie identycznych metod w wojnie totalnej” – grzmiał.

Zażądał, aby żaden Niemiec nie myślał o jakimkolwiek kompromisie, a zamiast tego „cały naród powinien myśleć tylko o twardej wojnie.

Czy wierzycie w Führera i w ostateczne zwycięstwo narodu niemieckiego? Czy ty i naród niemiecki jesteście chętni do pracy, jeżeli Führer wyda taki rozkaz, 10, 12, a jeżeli to będzie konieczne 14 godzin na dobę i oddać wszystko dla zwycięstwa? Czy chcecie wojny totalnej? Jeśli to konieczne, czy chcecie wojny bardziej totalnej i radykalnej niż cokolwiek, co możemy sobie dziś wyobrazić? (…) Teraz narodzie, powstań i pozwól rozpętać się burzy!

Naród znów dostał skrzydeł. Jednak już w lecie tego samego roku stało się jasne, że dobrze nie będzie, a wielu berlińczyków zrozumiało, że wojny może nie udać się wygrać. Muzealnik i konserwator zabytków z Berlina doktor Walter Paschke, który dość dobrze znał się z Grundmannem, bo bywał już w Breslau, dostał wówczas zadanie zorganizowania ewakuacji zbiorów muzeów i innych instytucji publicznych oraz wielu kolekcji prywatnych.

„Przyszedł rozkaz zabezpieczania wszystkiego, co najcenniejsze” – miał powiedzieć w czerwcu Grundmannowi przez telefon.

Niby wszyscy od jakiegoś czasu się spodziewali, że nadejdzie taki dzień, ale jednak był on dużym przeżyciem. Miesiąc później pierwsze transporty trafiły na Dolny Śląsk. 29 czerwca 1943 r. konwój dotarł do Kynau, czyli dzisiejszego Zagórza Śląskiego. Kolejne przyjechały tu w sierpniu i wrześniu. Na ciężarówkach znajdowały się zbiory ponad 50 znakomitych rodzin berlińskich.

Sama ewakuacja została poprzedzona przeprowadzeniem niezbędnych prac budowlanych w przyszłych składnicach polegających na wykonaniu dodatkowych wzmocnień stropów lub sklepień oraz zabezpieczeniu wejść. Przykładowo tak właśnie uczyniono w pałacu w Bożkowie, gdzie wzmocniono stropy oraz wydzielono murowanymi ścianami niektóre pomieszczenia piwnic, co było jednym z etapów przebudowy rozpoczętej już w 1938 r. Podobnie postąpiono w Mietkowie, gdzie od lipca 1943 r. mieściło się Archiwum Konserwatora Zabytków, do którego dołączono zbiory fotograficzne Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Breslau oraz archiwum negatywów Paula Klettego.

Zdarzało się, że właściciele obiektów sami zabiegali o to, aby właśnie u nich utworzono składnice ewakuacyjne. Pani von Viebahn, do męża której od 1941 r. należał renesansowy dwór w Łagowie koło Zgorzelca, gdy dowiedziała się, że w jej domu ma być urządzony ośrodek Hitlerjugend dla ewakuowanej młodzieży i dzieci, zwróciła się do konserwatora z prośbą o interwencję, pisząc, że adaptacja będzie zagrożeniem dla cennego i utrzymanego w dobrym stanie wystroju i wyposażenia. Günther Grundmann 4 maja 1943 r. poinformował miejscowy sztab Hitlerjugend, że ze względu na dużą wartość artystyczną zgromadzonych w budynku dzieł sztuki zamierza urządzić w nim składnicę ewakuacyjną. W odpowiedzi szef sztabu stwierdził, że mimo zastrzeżeń i planów konserwatora zabytków prowincji dwór w Łagowie nadal będzie brany pod uwagę jako ewentualna lokalizacja ośrodka dla HJ Kinderlandverschickung[14].

W ponad 40 transportach na Dolny Śląsk Paschke przewiózł też zbiory bibliotek – słynnej berlińskiej Gemäldegalerie, niektórych kościołów i muzeów – trafiły one do tych samych składnic co zbiory prywatne, a także do Zagórza Śląskiego, Kunowa i Ołdrzychowic Kłodzkich. W tym samym czasie ewakuacje prowadzili również inni – niektóre z dużych instytucji kultury robiły to samodzielnie. Do Karpnik na przykład trafiły zbiory z Muzeum Zamkowego w Darmstadt, a do Bobolic z Muzeum Etnograficznego w Berlinie. Najwięcej jednak zabytkowych woluminów przyjechało z tzw. berlinki, czyli Pruskiej Biblioteki Państwowej – zdeponowano je w zamkach Książ, Grodziec, Karpniki, klasztorze w Krzeszowie i bibliotece w Cieplicach. Tu wszystkie miały być bezpieczne.

Jednak już w lipcu 1944 r., kiedy Armia Czerwona na froncie wschodnim przeszła do ofensywy i zagroziła Generalnemu Gubernatorstwu, a w Warszawie wybuchło powstanie, jego gubernator Hans Frank podjął decyzję o ewakuacji swojego rządu – oczywiście na Dolny Śląsk. Wraz z nim, miały tu trafić zagrabione dobra kultury polskiej, w tym. m.in. z muzeów Krakowa, Warszawy oraz Lwowa.

W sierpniu 1944 r. Hitler wydał rozkaz, aby Warszawa została zrównana z ziemią, ale przedtem wszystkie wartościowe dobra miały zostać z niej wywiezione. Wyjechały wówczas zbiory najważniejszych bibliotek, m.in. narodowej i wilanowskiej, oraz ponad tysiąc obrazów z Muzeum Narodowego i Belwederu. Wszystko to załadowano do wagonów kolejowych i przetransportowano do Breslau, a następnie do składnic w Tyńcu Małym i Miechowicach Oławskich.

Najwięcej polskich zabytków trawiło wtedy do pałaców na terenie powiatu świdnickiego oraz do Sichowa, gdzie swój pałac hrabia von Richthofen oddał w użytkowanie Hansowi Frankowi, oraz do Cieplic. We wrześniu 1944 r. dwa wagony dzieł sztuki z Generalnego Gubernatorstwa rozładowano natomiast w pałacu barona von Zedlitz-Neukircha w Zagórzu Śląskim

Skala przedsięwzięcia była tak ogromna, a chaos tak wielki, że nikt nie był w stanie nadzorować wszystkich transportów. Nawet Urząd Konserwatora Zabytków Prowincji Dolnośląskiej o wielu nie był informowany. Zabytki zostały więc rozproszone. Część stała w wagonach na bocznicach towarowych, część podróżowała z miejsca na miejsce.

I w końcu nadszedł sądny dzień. 25 stycznia 1945 r. do biura Grundmanna dotarł rozkaz generalnego konserwatora zabytków doktora Hieckego: „Przy pomocy Wehrmachtu pilnie wywieźć do środkowych Niemiec najważniejsze ruchomości i najstarszy materiał archiwalny!”.

Grundmann wyruszył w ostatnią podróż. Na początku dotarł do pałacu w Morawie, gdzie znajdowała się duża część kolekcji Muzeum Czartoryskich z Krakowa, a także m.in. obrazy Canaletta z Warszawy.

Rano wszystko planowano załadować na dwie ciężarówki oddane do mojej dyspozycji, które miały zawieźć zbiory i mnie do Cieplic. (…) Zaczęliśmy wyjmować obraz z ram i zawijać w tkaniny. Nie miałem możliwości załadowania na ciężarówkę obrazów Canaletta, bo miały nawet 3 metry długości. Dlatego zadecydowałem, aby zdjąć je z ram (…) i zawinąć w gobeliny. To była naprawdę męcząca i długa praca. Pakowanie zakończyliśmy, kiedy już świtało. (…) Co najmniej dla połowy zabytków nie wystarczyło miejsca na ciężarówkach, więc musieliśmy je zostawić.

Trzydziestego stycznia transport prowadzony przez Wehrmacht ruszył do Cieplic, gdzie w bibliotece zostały złożone także inne zrabowane w Polsce zabytki. Niedaleko Grundmann miał swoją prywatną willę. Po wojnie odnaleziono tam 19 skrzyń ze zbiorami skarbca katedry na Wawelu, katedry warszawskiej, Wilanowa, Łazienek, Muzeum Narodowego w Warszawie i Muzeum Czartoryskich w Krakowie. Jednak już 12 lutego konserwator na polecenie dowództwa wojskowego wraz z częścią arcydzieł opuścił tę składnicę i w wojskowym konwoju przejechał do Coburga[17]. Później spakował do ciężarówki jedne z najcenniejszych dzieł sztuki prowincji Niederschlesien i uciekł w głąb Rzeszy. Po drodze zatrzymał się w małym zamku położonym u podnóża Rudaw Janowickich. W pamiętniku w nocy z 12 na 13 lutego 1945 r. zanotował:

A w Karpnikach czekała już na mnie „Madonna” Holbeina! (…). Niebawem zadźwięczał dzwonek w uśpionym domu. Do pomocy wezwano kilku żołnierzy z sąsiadującego zajazdu i zapalono lampy stajenne, by oświecić ciemny dziedziniec. Moje pierwsze pytanie dotyczyło właśnie »Madonny« Holbeina. Umieszczona była w skrzyni nr 7

Za swoje nazistowskie upodobania nie odpowiedział, bo żadnych zbrodni mu nie udowodniono.

I jeszcze kilka fragmentów z doktoratu Grzegorza Grajweskiego [18]:

“11 kwietnia 1943 roku we wrocławskim Muzeum Sztuk Pięknych została otwarta wystawa 10 Jahre Denkmalpflege in Niederschlesien. Jak można zauważyć owe dziesięć lat liczono nie od momentu objęcia urzędu przez Günthera Grundmanna, co nastąpiło w 1932 roku, lecz od momentu przejęcia władzy w Niemczech przez nazistów w styczniu 99 1933 roku . Wśród eksponatów znalazł się gotycki ołtarz z kościoła św. Katarzyny w Górze, przy którym prace trwały pięć lat, na planszach i fotografiach zaprezentowano prace prowadzone pod kierunkiem Rudolfa Steina przy wrocławskim ratuszu oraz projek- ty przekształcenia bloku zabudowy śródrynkowej, renowację kamienic przy Rynku w Je- leniej Górze, renowację murów obronnych w Lwówku Śląskim, projekt renowacji Domu pod Okrętem w Lubaniu i zamku piastowskiego w Brzegu, przeprowadzone przez Johan- na Drobka prace konserwatorskie przy freskach i polichromiach ściennych w Lubiążu, Krzeszowie, Legnickim Polu i Siedlęcinie oraz również jego ręki projekt rekonstrukcji polichromii Domu pod Siedmioma Elektorami przy wrocławskim Rynku.” (…)

“W czasie wojny Günther Grundmann opublikował dwa obszerne wydawnictwa o zdecydowanie propagandowej wymowie. Pierwsze o niemieckiej sztuce na „wyzwolonych” terenach Śląska od średniowiecza do początków XIX wieku109. Drugie przedsta-wiające, jako wzory dla współczesnych, postacie wielkich dowódców wojskowych wywodzących się ze Śląska lub działających na tym terenie, od Fryderyka II Wielkiego i jego generałów, przez dowódców czasów wojen napoleońskich i wojen prowadzonych przez Prusy dla uzyskania supremacji w Niemczech i utworzenia cesarstwa110. Ostatni biogram przedstawiał postać feldmarszałka Remusa von Woyrsch, który stoczył wiele zwycięskich bitew z Rosjanami podczas „wielkiej wojny”, zmarłego na atak serca w 1920 roku, „w ciemnych czasach ojczyzny”. Obie te obszerne i bogato ilustrowane publika-cje wydrukowane zostały na wysokim poziomie poligraficznym i doczekały się dwu wy-dań, z których drugie ujrzało światło dzienne w 1944 roku, w czasach, gdy wysiłek wo-jenny nakazywał daleko idącą oszczędność i wstrzymał publikację złożonego do druku inwentarza topograficznego zabytków powiatu wrocławskiego. Jeszcze przed wyborem na stanowisko konserwatora zabytków prowincji Günther Grundmann był związany z licznymi towarzystwami zajmującymi się pielęgnowaniem sztuki, badaniem historii i ochroną zabytków przeszłości. Należał do następujących organizacji i stowarzyszeń: Deutscher Werkbund, Kunstgewerbeverein für Schlesien, Kul-turverband Schlesien, Gesellschaft der Kunstfreunde, Historische Kommission für Schle-sien, Schlesische Gesellschaft für vaterländische Kultur, Schlesische Altertumsverein, Schlesische Bund für Heimatschutz i Riesengebirgsverein.”

“Apogeum kariery nastąpił gdy 6 lutego 1939 roku Günther Grundmann został mianowany członkiem liczącej zaledwie 16 osób Rady Prowincji Śląskiej (Provinzialrat), najwyższego organu doradczego nadprezydenta prowincji117. Rada została powołana ustawą z 17 lipca 1933 roku, w jej skład wchodził nadprezydent, prezydenci rejencji i starosta krajowy, a także radcy państwowi oraz osoby wskazane przez premiera Prus spośród najstarszych rangą Kreisleiterów NSDAP, wyższych dowódców SA i SS oraz zasłużonych w służbie państwa i narodu mieszkańców prowin-cji118. Nadprezydent był zobowiązany zapoznać się ze stanowiskiem rady między innymi w sprawach ustalania budżetu prowincji i wydatków nadzwyczajnych. Po likwidacji wszystkich organów samorządowych było to jedyne lokalne ciało doradcze, co prawda o znikomych kompetencjach, gdyż stanowisko rady nie było wiążące dla nadprezydenta, lecz niewątpliwie dużym prestiżu i ułatwiające kontakty z kręgiem najwyższych władz partyjnych i rządowych regionu. Wśród tekstów opublikowanych przez Günther Grundmanna w latach 1932-1944 znalazło się kilka o charakterze programowym, ich omówienie pozwoli lepiej zrozumieć za-sady, którymi się kierował w działalności konserwatora zabytków prowincji.”

Grundmann w swoim programowy artykule powoływał się też chętnie na Hitlera.

W opublikowanym w grudniu 1933 r. tekście pt.:  “Die Schlesische Denkmalpflege als nationaler Aufgabenkreis in der Arbeitsbeschaffung, „Schlesische Monatshefte” pisał:

„Pragniemy zachować wieczne fundamenty naszego życia, naszą narodowość i dane jej siły i wartości, chcemy pielęgnować wielką tradycję naszego narodu, jego historię i kulturę, z pokorną, głę-boką czcią, jako niewyczerpane źródło prawdziwej wewnętrznej siły i możliwej odnowy w ponurych czasach”.

Sytuacja Śląska była przy tym szczególna, wymagająca wyjątkowego zaangażowania w zachowanie dla przyszłych pokoleń pomników niemieckiej sztuki narodowej tak, aby podkreślić znaczenie tej części Niemiec, będącej południowo wschodnim słupem gra-nicznym kraju.

Günther Grundmann stwierdził: – Jesteśmy zobowiązani, aby odznaczyć się jako południowo wschodni słup graniczny Niemiec”.

Ostatnie zdanie artykułu jasno określiło postawę autora, jako konserwatora zabytków, wobec pamiątek przeszłości i ich znaczenia w kształtowaniu narodowych postaw miesz-kańców Śląska.

Tylko w ten sposób – poprzez ustawodawstwo państwowe oraz uświadomione poczucie odpowiedzialności narodu – dobra kultury w postaci zabytków sztuki staną się życiowym dobrem społe-czeństwa [ogółu], a tym samym znakiem rozpoznawczym narodu; tylko w ten sposób miara ich niemiecko-ści stanie się miarą niemieckiej sztuki, a tym samym twórczy artyści i rzemieślnicy staną się związani z niemiecką narodowością; tylko w ten sposób dziedzictwo przeszłości wskaże drogę w przyszłość, z której my jako Niemcy i jako Ślązacy kiedyś będziemy mieli prawo być dumni”.

“Zatem od czasu kolonizacji zabytki na Śląsku były świadectwami niemieckości regionu, rezultatem wyjątkowych zdolności tutejszych artystów i rzemieślników. Tylko stworzone przez państwo nowe ramy prawne i rosnąca świadomość narodowej odpowie-dzialności za zabytki pozwolą uratować świadectwa niemieckiej przeszłości, z której mieszkańcy prowincji mają prawo być dumni jako Niemcy i Ślązacy. Te dwa pojęcia by-ły dla autora nierozłączne i tożsame. Tekst był jednoznacznym opowiedzeniem się Günthera Grundmanna za nową władzą i ideologią narodowego socjalizmu, w których widział szansę na skuteczne ratowanie za-bytków przeszłości, przy jednoczesnym wskazaniu na powiązanie konserwacji zabytków z polityką utrwalania niemieckiego bastionu na wschodzie, za jaki uważał Śląsk.” (…)

“Podobne stwierdzenia o roli zabytków jako świadectwa niemieckiej przeszłości Śląska zawierał artykuł opublikowany w 1935 roku na łamach „Schlesische Heimat”, pisma Schlesischer Bund für Heimatschutz, w którym Günther Grundmann podkreślał ścisłe związki pomiędzy urzędową ochroną zabytków, a szerokim ruchem społecznym ochrony rodzimości. Jego zdaniem główny, obszar wspólnych działań, to zachowanie zabytkowych miast, cel szczególnie ważny gdyż są to świadectwa niemieckiej kolonizacji Śląska. Podejmo-wane przez Schlesischer Bund für Heimatschutz działania w tym zakresie zawsze były wspierane przez konserwatorów zabytków, którzy byli również aktywnymi członkami związku.”(…)

“Od wybuchu wojny w 1939 roku do schyłku 1944 roku okoliczności funkcjonowania niemieckiego konserwatora zabytków na terenach przyłączonych do III Rzeszy oraz główne prace konserwatorskie na terenie prowincji górnośląskiej, w których uczestniczył i które często inspirował Günther Grundmann miały na celu udowodnienie niemieckości sztuki na tym obszarze, co miało stanowić uzasadnienie agresji i aneksji terytorialnej.”

Książkę “Zaginione złoto Hitlera” możesz kupić tutaj

Zaginione złoto Hitlera

 

 

Bibligorafia i przypisy
[1] Verzeichnis der Schlesischen Kunstwerke, die im Ernstfall zu sichern sind, mps., 1939, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Gabinet Dokumentów; Verzeichnis der wichtigsten denkmalwerten Gebäude in Niederschlesien, für die Brandbekämpfungspläne aufzustellen wären, mps., 1939, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Gabinet Dokumentów.
[2] Zbiór: Spuścizna dra Grundmanna; Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Gabinet Dokumentów.
[3] Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Gabinet Dokumentów, za G. Grajewski: Między sztuką, nauką a polityką…
[4] G. Grajewski: Między sztuką, nauką a polityką…; Archiwum Państwowe we Wrocławiu, Wydział Samorządowy; Muzem Narodowe we Wrocławiu, Gabinet Dokumentów.
[5] G. Grajewski: Między sztuką, nauką a polityką…; Akta Konserwatora Zabytków Prowincji Dolnośląskiej, Archiwum Państwowe we Wrocławiu.
[6] Pismo SA-Standartenfuehrera J. Draegera do G. Grundmanna, 4 października 1944 r., Instytut Herdera, zbiór: Spuścizna G. Grundmanna.
[7] G. Grundmann, Erlebter Jahre Widerschein. von schönen Häusern, guten Freunden und alten Familien in Schlesien, Monachium 1974.
[8] Ibidem.
[9] W 2011 r. spadkobiercy sprzedali obraz prywatnemu kolekcjonerowi za 40 mln euro.
[10] Oświadczenie Günthera Grundmanna spisane 15 stycznia 1947 r., Archiwum Państwowe w Monachium.
[11] Pismo Günthera Grundmanna z 31 lipca 1934 r., Archiwum Państwowe we Wrocławiu. W przytaczanym w całej książce materiale źródłowym poprawiono rażące błędy językowe. W pozostałych przypadkach zachowano pisownię zgodną z oryginałem.
[12] Kopia dokumentu w zbiorach autora.
[13] B. Polok: Odzyskać zagrabione. „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej”, nr 3, marzec 2007 r.
[14] C. Łuczak: Polityka ludnościowa i ekonomiczna hitlerowskich Niemiec w okupowanej Polsce. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1979.
[15] B. Polok: Odzyskać zagrabione. “Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej”, nr 3, marzec 2007 r.
[16] S. Muthesius: Niewiedza, przesąd, pogarda. Problemy związane z polską sztuką i historią sztuki. Londyn 2009.
[17] Archiwum Ministerstwa Kultury, Kancelaria Kopery, pismo do Wydziału Personalnego Zarządu Miasta w Krakowie z 25 marca 1946 r.
[18] G. Grajewski: Między sztuką, nauką a polityką. Ochrona zabytków na Dolnym Śląsku w czasach III Rzeszy. Praca doktorska przygotowana na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej pod kierunkiem prof. zwyczajnego dr hab. Janusza L. Dobesza, Wrocław 2014.